TRYB JASNY/CIEMNY

Granada Urban Trail 2017– relacja z biegu

To było zdecydowanie szalone, wystartować w TAKIM biegu, wiedząc, że do 12 godziny następnego dnia będziemy przygotowywać relację z ULTRA fot. Run&Travel

Do wczoraj bieg miejski kojarzył mi się z asfaltem, teraz wiem, że może być inaczej i trzeba analizować całą nazwę imprezy – jeżeli jest i Urban i Trail to…może to na przykład oznaczać schody – w dół i w górę, szuter, murek do przeskoczenia i ciemność wśród kaktusów…na szczęście Urban Trail w wersji hiszpańskiej oznacza też super zabawę w ganianego po historycznej Grenadzie.

Ekipa dziennikarzy z Portugalii, Włoch i Polski wystawiła 4 osobową reprezentację. Włoch zamierzał się ścigać, Portugalka i ja chciałyśmy się nacieszyć biegiem ,a drugi kolega z Portugalii planował przetrwać bieg. Wszyscy zrealizowali swoje założenia! Nie mogę odesłać do wyników bo…. tutaj nie było pomiaru czasu. Tak, tak ponad czterysta osób biegało po Grenadzie bez chipów, czy ręcznego pomiaru czasu. Co jeszcze ciekawsze część ścigała się bardzo na poważnie a inni zatrzymywali się na selfie….

Na starcie zdziwili mi zawodnicy z czołówkami – pomyślałam po co brać latarkę jak biega się po mieście. Pewno to byli ci co biegli rok temu. Doświadczenie uczy. Ruszyliśmy punktualnie o dziesiątej wieczorem. Temperatura spadła do około trzydziestu stopni. Było tak gorąco, że woda w ulicznych „źródełkach” była lekko ciepła…. Oprawa muzyczna, konferansjerka – wszystko profesjonalnie i z wielkim zaangażowaniem. Zamknięte ulice i korki, mieszkańcy Granady znosili bardzo dzielnie. Sporo dopingujących turystów i szaleni rowerzyści, którzy na rowerach MTB zjeżdżali (i podjeżdżali) zarówno po szutrze jak i schodach i wołali słowa otuchy.


Wisdom, że przed biegiem wygląda się lepiej....

Na mecie, w takim upale i z takimi podbiegami nie wygląda się....na szczęście było ciemno!


Pomimo, że start i meta były w tym samym miejscu, biegnący zgodnie przyznawali, że jakoś więcej było podbiegów niż zbiegów. Największą nagrodą za męczące, śliskie, historyczne schody w wąskich uliczkach był zapierający dech w piersiach widok na Grenadę. A potem…trzeba było wrócić, i tutaj nie było przysłowiowych ani prawdziwych schodów był bieg po ciemku między kaktusami!!! Była przeszkoda w postaci muru, który musieliśmy przeskoczyć – uczynny wolontariusz podawałam rękę przed skokiem… Na dwa kilometry przed metą był punkt z wodą – ciepłą, bo wszystko tego tej nocy było gorące.

Na mecie – nie ma to jak mieć znajomego konferansjera, który powita okrzykiem na mecie, takim, że wszyscy wiedzą, że „Dota z Polski” właśnie przybiegła. Potem, cudowna zimna woda i przepyszne lody.

Kto zna Monte Kazurke (TUTAJ), wie, że krótki dystans potrafi zakwasić mięśnie, zmęczyć, ba nawet wykończyć. A to dopiero był początek nocy….bo o północy startował bieg ULTRA, który wkrótce będę miała przyjemność opisać! Powiem, tak, warto było spać dwie godziny po to by być w różnych dziwnych punktach w górach, czy w nocy, czy o świcie słońca czy na wymarzonej przez biegaczy mecie.


Bieganie po Sierra Nevada to dla mnie nowe doświadczenie, ostatni raz tutaj byłam z koleżankami gdy chodziłyśmy do liceum….teraz wiem, że bieg po mieście może być przełajowy. Ucieszyłam się, też z tego, że ponad 400 osób jest skłonnych wystartować w biegu po to….by go pobiec. Bez medali, bez pomiaru czasu….

Dla tych co chcieliby za rok pobiec w pięknej Andaluzji - trasa biegu - zrzut z zegarka

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa